"Marzenia mogą się spełnić" – rozmowa z Patrycją Zając, dwujęzyczną aktorką z Edynburga
Artystka o niespotykanej wszechstronności, od lat zachwyca widzów swoją nieprzeciętną grą aktorską, zdolnościami muzycznymi oraz niezłomnym duchem twórczym. Jako założycielka polsko-angielskiego teatru The Mirror of Stage (MOS) w Edynburgu, nie tylko kultywuje tradycje teatralne, ale również tworzy nową przestrzeń dla artystycznego dialogu międzykulturowego. Aktorka, kompozytorka i reżyserka – jej kariera to nieustanne poszukiwania, które prowadzą ją przez różnorodne festiwale teatralne na całym świecie, od Edynburga po Melbourne. W naszej rozmowie Patrycja dzieli się swoimi inspiracjami, wyzwaniami oraz marzeniami, które napędzają jej twórczość i nadają życiu artystycznemu niepowtarzalny charakter. Zapraszamy do lektury, by poznać bliżej tę niezwykłą artystkę, która nie boi się marzyć i realizować swoich wizji zarówno na scenie, jak i poza nią.
Patrycja Zając (Pat Zajac) – aktorka, teatro-twórca,założycielka polsko-angielskiego teatru The Mirror of Stage (MOS) / Lustro SCENY, z siedzibą w Edynburgu, będącego zarazem jedyną zawodową sceną polonijną w Szkocji. Na co dzień również aktorka zespołu SCENY Polskiej UK w Londynie oraz szefowa studia artystycznego Mr B. Atelier w Edynburgu.Ma na swoim koncie udział w wielu międzynarodowych festiwalach teatralnych, w tym Edinburgh Festival Fringe, międzynarodowy festiwal monospektakli MonoWschód, Wileńskie Spotkania Sceny Polskiej, Virtual Polish Festival @ Federation Square (Melbourne, Australia),StagEHd Edinburgh’s Theatre Festival, Cracovia Experience Festival, Edinburgh Horror Festival, Hysteria - Women-led theatre and arts - festiwal czołowych głosów kobiecych w przemyśle artystycznym Wielkiej Brytanii, gdzie zaprezentowała swój debiutancki monodram Whispers i wiele innych. www.patrycjazajac.com
Agnieszka: W twoim procesie twórczym, Patrycjo, niebagtelną rolę odgrywa kawa...
Patrycja: Biała we wszelkich odmianach. To moje paliwo rakietowe, przyjemność i uzależnienie. Trudno powiedzieć, na jak dalece u mnie jeszcze fizjologia organizmu, a jak bardzo już stan umysłu, ale bez kawy jestem nie do życia, jak to się mówi, dosłownie i w przenośni. Zdarza mi się pić kawę również w nocy...
Jesteś aktorką, ale także pianistką – komponujesz i uczysz gry na tym wspaniałym instrumencie. Czy któreś z tych artystycznych powołań jest Ci bliższe, czy też jedno uzupełnia drugie?
Muzyka od zawsze była moim hobby, z czasem stała się jakimś małym sposobem na życie, ale nigdy nie wiązałam z nią ścieżki kariery zawodowej. Ostatnio jednak rzeczywiście zaczęła przenikać w moje działania teatralne. Jakiś czas temu zrobiłam kilka aranży, które zostały użyte w teatralnych ścieżkach dźwiękowych. Pomyślałam wtedy, że mogę spróbować w całości coś napisać, szczególnie że komponuję od dawna (w zamierzchłej przeszłości brałam nawet udział w ogólnopolskich, młodzieżowych konkursach kompozytorskich).
Pierwszym spektaklem, do którego w całości opracowałam ścieżkę dźwiękową, był Jaś i Małgosia, historia prawdziwa oraz mój debiutancki monodram Podszepty/Whispers. Nie były to na pewno działania zamierzone, pomysł przyszedł spontanicznie, wena sprzyjała i tak powstały te dwa soundtracki.
Twoja muzyka została też wykorzystana w spektaklu Trzy Siostry – Poza Czasem.
Tak. Jest to ciekawy projekt, w którym dołożyłam swoją muzyczną cegiełkę. Fenomenalną muzykę do tego przedstawienia w całości stworzył Marcel Borowiec, natomiast nasz reżyser, Łukasz Fijał, zdecydował o użyciu krótkiego fragmentu mojej kompozycji Jest nad zatoką dąb zielony, do słów Aleksandra Puszkina – piosenkę, którą cały czas nuci moja postać, czyli Masza Prozorow. Absolutnie robocze nagranie, telefonem, z mojego analogowego pianina znalazło się więc w tym niezwykłym przedstawieniu, co jest dla mnie ogromną radością i wyróżnieniem. Chciałabym kiedyś ten mój Dąb Zielony opracować porządnie i może z jakimś bajkowym teledyskiem.
Poza muzyką do spektakli, od niedawna zajmuję się również komponowaniem muzyki do poezji. Ponownie, rzecz nieplanowana, spontaniczna, która narodziła się pod wpływem poezji Jolanty Zarębskiej. Jej wiersze mnie zaczarowały i tak powstał słowno-muzyczny projekt Uroki. Mamy już trzy opracowane utwory, dwa nawet opatrzone obrazem (dostępne na moim kanale YouTube). W przyszłości chciałabym skomponować coś do tekstów również innych współcześnie żyjących i tworzących poetów (mam już kilku na myśli), jeśli wyrażą chęć współpracy, jak i klasyków (do słów Mickiewicza mam już napisaną Piosenkę Zosi ze ścieżki dźwiękowej spektaklu Dziady II Fragmenty – Forefathers’ Eve II Excerpts). Zobaczymy, czy czas i wena pozwolą, bo póki co, jest to projekt w całości hobbystyczny. (uśmiech)
Mieszkasz w pięknym szkockim mieście (kiedy nie mieszkasz w Krakowie – mieście równie udanym), gdzie realizujesz się artystycznie. Świadomy wybór, przeznaczenie
Nigdy nie planowałam emigracji. Przez jakiś czas mieszkałam w Norwegii i bardzo mi się tam podobało, ale niestety, nie byłam w stanie biegle opanować języka. Potem wróciłam na kilka lat do Polski, po czym w wyniku różnych wydarzeń w moim życiu osobistym wylądowałam w Szkocji. Ciekawe jest, że Edynburg fascynował mnie od zawsze, głównie przez odbywający się tutaj festiwal Fringe – największy festiwal teatralny na świecie, w którym, jak chyba wielu aktorów, zawsze bardzo chciałam wziąć udział. No i proszę, nie dość, że się to spełniło, to na dodatek zamieszkałam tu, póki co, na stałe – trzeba naprawdę uważać, o czym marzymy, ponieważ niektóre marzenia, jak widać, mogą się spełnić...
Jak to jest być aktorką dwujęzyczną?
Świetnie, ciekawie, kreatywnie. Na pewno stwarza mi to dodatkowe możliwości pracy, możliwość udziału w projektach, które gdybym nie grała po angielsku, pozostawałyby poza moim zasięgiem. Daje mi także poczucie osobistego rozwoju, gdyż ten inny język w moim zawodzie to ciągła praca nad nim i nad sobą w nim. Decydując się na granie po angielsku, zrobiłam dyplom w Londynie. Praca nad rolą po polsku to dla mnie inny proces niż praca nad rolami po angielsku. Co prawda, gdzieś zaczęło się to już chyba do siebie zbliżać, ale jednak nadal są różnice (mniejsze lub większe, w zależności od projektu). Począwszy od samej nauki tekstu, poprzez budowę postaci, konteksty, emocje na scenie, a nawet ruch sceniczny. Osobiście fascynuje mnie, jak dalece słowa, których używamy, mogą modyfikować otaczający nas świat i nas samych w tym świecie. To, w jakim języku mówimy, myślimy, czujemy, może naprawdę wiele zmienić. Co ciekawe, dzieje się tak nawet w przypadku tych samych postaci czy sztuk, a mam takie w moim repertuarze. Np. mój debiutancki monodram Podszepty, w angielskiej wersji Whispers – to przecież ta sama bohaterka, ta sama historia, a jednak inaczej mi się ją gra po polsku, inaczej po angielsku.
Powiedziałaś o pozytywnych stronach, a może jednak dostrzegasz jakieś rysy?
Bycie aktorem dwujęzycznym ma też swoje cienie, nie ukrywam. Bez względu na oficjalne hasła takie jak diversity czy multicultural, wciąż pozostajemy w większości przypadków aktorami tzw. drugiego sortu. Wiadomo, że jeżeli postać ma mówić w London Posh, a aktor nie mówi, to nie ma co z tym dyskutować. Uważam, że realizm postaci, jej wiarygodność to priorytet, no, ale jeżeli wymowa aktora nie przeszkadzałaby w niczym, a mimo to roli nie dostaje, z powodu „to nie pana/pani pierwszy język”, to już są dla mnie stereotypy i uprzedzenia. Usłyszałam kiedyś, że granie w drugim języku jest nienazwaną kradzieżą pracy osobom, dla których jest to ich język pierwszy... Zostawię to bez komentarza. Mamy dziś dookoła tyle dyskryminacji i nietolerancji, że przynajmniej w świecie sztuki dobrze by było odpuścić. Niestety, sztuka czy nie, wszystko dzieli: język, pochodzenie, wiek, płeć. I tak emigrantkę z Europy Środkowej w Londynie gra bardzo „wiarygodnie” amerykańska aktorka, wydaje się ogromne kwoty, aby 30-latkę ucharakteryzować na 50-latkę, zamiast dać szansę aktorom, którzy już po tzw. warunkach kryteria postaci spełniają. Jest w tym wszystkim dla mnie jakaś niekonsekwencja, taki trochę „realizm, ale bez przesady”. Pocieszającym jest fakt,
że się z tymi zjawiskami walczy, jednak, jak dalece jest to skuteczne... Wbrew wszystkiemu ja wciąż chcę wierzyć w międzykulturowy dialog i, aby stworzyć do niego przestrzeń, założyłam i prowadzę moje theatre company w Edynburgu – dwujęzyczny teatr Lustro SCENY / The Mirror of Stage. Mocno kibicuję wszystkim aktorom, którzy grają z powodzeniem, nie w swoim języku ojczystym i odnoszą sukcesy na arenie międzynarodowej. Podziwiam ich i obserwuję z radością, ponieważ wiem, ile przeszkód musieli pokonać, ile pracy włożyć w to, aby znaleźć się w takim miejscu.
Czy dostrzegasz różnice w funkcjonowaniu teatrów w Polsce i Wielkiej Brytanii, pod kątem swojej pracy jako aktorki i reżyserki?
Zacząć chyba należy od tego, że w Polsce mamy teatry repertuarowe z etatami, a w Wielkiej Brytanii właściwie taka forma nie istnieje (z nielicznymi wyjątkami być może, o których nie wiem). W porównaniu więc z kimś na etacie, w Szkocji jesteś 24h/dobę freelancerem, kontraktorem, balansujesz pomiędzy projektami bez żadnej bazy, jaką na pewno daje etat. Dlatego też, między innymi, stworzyłam sobie swój własny kawałek teatralnej podłogi czyli, MOS, żeby mieć choćby namiastkę regularności i stabilizacji.
Co się tyczy samej już pracy artystycznej, w Polsce aktor wciąż jest w wielu miejscach traktowany bardziej przedmiotowo, instrumentalnie, a reżyser ma większą moc sprawczą. Ma to swoje plusy i minusy, osobiście uważam, że najlepiej byłoby to jakoś wypośrodkować. Bardzo lubię Szkocję za to, że każdy teatr tutaj jest otwarty dla ludzi w różnym wieku, z różnym wykształceniem, doświadczeniem, dla niepełnosprawnych itd. Życzyłabym Polsce takiej otwartości i braku dyskryminacji... Z moich obserwacji wynika też, że wielu teatrotwórców i reżyserów brytyjskich jest bardziej elastycznymi, jeżeli chodzi o wiek granej postaci versus prawdziwy wiek aktora.
Obok aktorstwa, gry na pianinie jest także śpiew...
Śpiew jest dla mnie przede wszystkim jednym z narzędzi do pracy na scenie, w końcu jestem aktorką scen dramatycznych i wokalnych. Choć nie zawsze było to takie oczywiste. Muszę się przyznać, że publiczne śpiewanie od dziecka mnie paraliżowało. Śmieszna sprawa, gdy chcesz być aktorem, żeby nie powiedzieć tragiczna, gdyż nie da się, przynajmniej w Polsce, studiować aktorstwa nie śpiewając... Musiałam się jednak jakoś zmierzyć z tą moją Nemezis – to było aktorskie być albo nie być. Nie było łatwo, ale udało się. Pokonałam swoje demony, a nawet, ku własnemu zaskoczeniu, odnalazłam się w przestrzeni piosenki aktorskiej. Nigdy mnie nie interesował śpiew estradowy czy bycie wokalistką. Kluczem do śpiewania dla mnie jest interpretacja i emocje. I tak popełniam sobie moje aktorskie wykony, do wspomnianych tekstów Joli Zarębskiej, w ramach projektu Uroki, z opcją poszerzenia o innych poetów. Może w przyszłości jakiś recital z tego, kto wie... (uśmiech)
Gdzie najbardziej lubi podróżować?
Niestety, od wielu lat nie podróżuję dla przyjemności. Nie pamiętam, kiedy byłam na porządnych wakacjach... Wszystkie moje podróże związane są z pracą. Bardzo chciałabym to zmienić i popodróżować trochę turystycznie, gdyż podróże są fascynujące, ale kiedy mi się to uda, trudno teraz powiedzieć. Staram się zawsze, w miarę możliwości, w moich podróżach zawodowych zażyć trochę prywaty, pozwiedzać, wyłączyć się z pracy, wyobrazić sobie, iż jestem na wakacjach, niekiedy się udaje. Pocieszam się wtedy, że lepszy rydz niż nic.
Nad czym pracujesz obecnie? Gdzie można Cię zobaczyć, posłuchać?
Lato, poza dwoma spektaklami Moliere’s Garden Party, które zagraliśmy z naszym teatrem MOS w Edynburgu i Glasgow, to dla mnie czas samokształcenia. Jestem właśnie po serii warsztatów lalkarskich w Edynburgu, miałam przyjemność i szczęście dostać się na pracownie mistrzowskie w The National Theatre of Scotland, przede mną zaś wspaniałe szkolenie w Londynie, z kolejnej techniki aktorskiej. Jako aktor, jako człowiek, jestem typem poszukującym, uwielbiam się uczyć nowych rzeczy, stale coś rozwijać, ulepszać. Dlatego zawsze pragnę wygospodarować czas na edukację i pracę nad sobą. Na scenę wracam we wrześniu, najbliższe spektakle z moim udziałem to Świeczka zgasła, 8 września w Edynburgu oraz Trzy Siostry - Poza Czasem, 26 września w Krakowie, w teatrze Scena Supernova oraz 28 września w Warszawie, w teatrze Druga Strefa w ramach 6 edycji przeglądu #PolacyRobiąTeatr #PolkiRobiąTeatr – na wszystkie serdecznie zapraszam. W planach na ten rok mam również dwie premiery, być może z jedną z nich ponownie odwiedzę Międzynarodowy Festiwal Monospektakli MonoWschód w Wilnie. Pierwsze przygotowania do tych projektów już ruszyły, ale na razie za wcześnie na więcej szczegółów. Mogę tylko powiedzieć, że będzie to repertuar bardziej rodzinny, dziecięco-młodzieżowy, z którym uda mi się, mam nadzieję, poszerzyć moją współpracę z polskimi szkołami sobotnimi na terenie Wielkiej Brytanii. À propos, już dziś zapraszam na mój panel Połączenie technik dramowych ze sztuką na lekcjach języka polskiego w ramach konferencji dla nauczycieli, którą w październiku organizuje w EdynburguPolska Macierz Szkolna w Londynie. Miałam przyjemność prowadzić go ostatnio podczas konferencji w Canterbury i spotkał się z bardzo pozytywnym odbiorem, jak również pozwolił nawiązać wiele cennych kontaktów z dyrektorami i nauczycielami polskich placówek edukacyjnych w UK. Późniejsza jesień to także, prawdopodobnie, kolejne zmagania festiwalowe dla mojego monodramu Podszepty oraz mam nadzieję, kolejne spektakle dla jego angielskiej wersji Whispers. Tyle na ten moment, ale wszystko zmienia się u mnie jak w kalejdoskopie, więc najlepiej być na bieżąco ze mną na moim Fb, Ig oraz stronie www.patrycjazajac.com, gdzie również można kontaktować się w sprawie potencjalnej współpracy; co do odsłuchów, zapraszam na mój kanał YouTube / Pat Zajac.
Patrycjo, a Twoje plany i marzenia artystyczne?
Sporo tego, chyba na oddzielną rozmowę. Pomysłów mi nigdy nie brakuje, ale już środków na ich realizację bardzo często. Może to mało wzniosłe, ale najwspanialszych, najciekawszych artystycznie projektów nie da się przecież zrealizować bez funduszy. Tego też bym sobie życzyła, opcji finansowych, pracy ze spokojem w głowie. Siedziby dla MOSu, stałego adresu, o który nieprzerwanie od lat kilku zabiegam. Pomocy w tej ciężkiej pracy u podstaw, którą, póki co, w większości wykonuję sama. Wbrew pozorom, bycie „szefową” mnie nie cieszy, wcale nie czuję się niezastąpiona i chętnie podzieliłabym z kimś obowiązki związane z zarządzaniem. Bycie sterem, żaglem i okrętem jest na dłuższą metę bardzo obciążające. Dlatego też życzyłabym sobie większej ilości projektów poza moim podwórkiem. To wielki komfort troszczyć się tylko o swoją rolę i o nic więcej. Ze spraw mniej przyziemnych,marzy mi się trochę więcej popracować w filmie, najlepiej kostiumowym. Moim rewirem jest głównie teatr, filmów mam na koncie raptem kilka i bardzo chciałbym, jako aktorka zgłębić ten obszar bardziej. Mam dwa własne projekty teatralne, które wspaniale byłoby przenieść w świat filmu, to nasz polsko-angielski spektakl Dziady II Fragmenty – Forefathers’ Eve II Excerptsoraz mój monodram Podszepty/Whispers. O filmie mówiąc, ostatnio zakiełkował mi w głowie pomysł na być może nieco kontrowersyjny krótki metraż, który mógłby stać się ciekawym obrazem dla pojęcia „sisterhood”, a może i punktem wyjścia do społecznej dyskusji... Najbliższe plany to moje dwa, wspomniane monodramy, które chcemy zrealizować w tym roku. Cieszę się na nie ogromnie, ponieważ poza tym, że bardzo odnalazłam się w tym specyficznym i wymagającym gatunku, te konkretne spektakle są w moim repertuarze czymś innym, nowym, a taki powiew wiosny zawsze jest konstruktywny.
Dziękuję za rozmowę i życzę Ci dalczych sukcesów, Patrycjo.
Rozmawiała: Agnieszka Kuchnia-Wołosiewicz (kuchniawolosiewicz.blogspot.com)
Fot. Renata Turlejska, Mariusz PerkowskiCzytaj na www.polonia24.uk
Polonia24.uk